~Harry~
Leżę na łóżku i mam ochotę zasnąć i nigdy się nie budzić.
Czasami nachodziły mnie momenty, kiedy popadałem w beznadzieję i wszystko
przestawało mieć dla mnie jakikolwiek sens, świat stawał się szary i
nieciekawy. Teraz właśnie przyszła jedna z takich chwil. Chcę być zwykłym
nastolatkiem, który przeżywa zawody miłosne, dla którego pała w szkole to
koniec świata, którym ludzie nie interesują się tylko dlatego, że jest gwiazdą.
Niestety taki los nie jest
mi dany. Otrzymałem szansę na spełnienie marzeń, z której skorzystałem, ale za
którą muszę płacić. Robię to o czym od zawsze marzyłem, zajmuję się na poważnie
muzyką, ale niesie to ze sobą konsekwencje w postaci czarnych stron sławy.
Oczywiście kocham moje fanki, ale czasami są one niezwykle męczące i irytujące;
bardzo często przeginają z tym swoim uwielbieniem. Jestem zwyczajnym
chłopakiem, któremu w życiu się poszczęściło, ale czasami marzę o tym żeby
cofnąć czas i zmienić bieg wydarzeń. Ostatnio dość często do moich myśli
zakrada się pytanie jakby to było, gdybym nie zgłosił się do X Factor.
Zastanawiam się nad tym, ale nie żałuję. Dzięki programowi poznałem czwórkę
najlepszych osób, jakie kiedykolwiek spotkałem; zyskałem prawdziwych
przyjaciół.
Z moich rozmyślań wyrwało
mnie ciche pukanie do drzwi. To pewnie Louis, który ma zamiar znowu mnie
pocieszyć. Ale ja naprawdę nie potrzebuję pocieszenia tylko zrozumienia.
Chłopacy niby są w tej samej sytuacji, ale oni tak tego nie przeżywają. Tylko
Niall zawsze mnie pod tym względem rozumiał, ale teraz ma Victorię i zapewne
zmienił trochę sposób myślenia. Wreszcie znalazł kogoś kto nie interesuje się
nim tylko ze względu na kasę i kto go kocha. Przynajmniej miałem nadzieję, że
tak jest, bo nasz żarłok zasłużył na kogoś odpowiedniego i… prawdziwego; kogoś,
kto niczego nie udaje.
- Mogę? – usłyszałem i gdy podniosłem głowę ujrzałem w
drzwiach głowę Vick. O wilku mowa.
- Jeśli musisz – powiedziałem
przytłumionym głosem, wciskając twarz z powrotem w materac. Nie miałam ochoty
teraz z nikim gadać, a już szczególnie nie z nią. Niby o czym miałem z nią
rozmawiać? Ona nie zdaje sobie z tego wszystkiego sprawy, dla niej jest to
niczym czarna magia. Jest zwykłą nastolatką, która związała się z gwiazdą, i
która jeszcze nie odczuła presji fanów i paparazzi. Jeszcze, bo kiedy wyjdzie
na jaw, że jest dziewczyną Nialla, to nie będzie miała łatwego życia. Fanki
będą chciały ją zniszczyć.
- No weź, nie bądź taki,
daj sobie pomóc – powiedziała błagalnie siadając na podłodze obok mnie.
- Ty masz mi niby pomóc? W
czym? Nic nie rozumiesz – podniosłem głowę i wyszeptałem na tyle głośno aby
mogła mnie usłyszeć.
- To pomóż mi zrozumieć.
Jeśli mi nie powiesz o co chodzi, to nie będę miała nawet szansy na
zrozumienie. Porozmawiaj ze mną – powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- To Ciebie nie dotyczy –
odburknąłem. – To, że jesteś z Niallem nie daję Ci prawa do wtrącania się w
nasze sprawy – powiedziałem szorstko i zaraz pożałowałem swych słów, bo
zobaczyłem łzy w oczach dziewczyny, która zerwała się na równe nogi.
- Jak możesz?! Próbuję
tylko pomóc! Nie rozumiesz, że niektórym na Tobie zależy? Dlaczego odtrącasz
swoich przyjaciół? Rozumiem, że mnie nie lubisz i mi nie ufasz, ale to nie
znaczy, że tak po prostu możesz mnie ranić! Ja też mam uczucia, wiesz? A reszta
zespołu? Jakim prawem sprawiasz ból Lou? Jesteś tak wielkim egoistą, że nie obchodzi
Cię co czują inni?!- wyrzuciła z siebie, a z jej oczu popłynął potok łez. Widać
było, że to co powiedziałem było dla niej krzywdzące. Naprawdę nie zdawałem
sobie sprawy z tego, że jej na nas zależy. Szczerze? Rozważałem nawet różne
opcje tego co mogło by się stać gdyby się okazało, że zadaje się z nami jedynie
dla sławy i kasy; że to co robi i mówi nie jest częścią jakiegoś wielkiego
teatralnego spektaklu, o którym nie mamy pojęcia, a w którym nieświadomie bierzemy
udział. Muszę przyznać, że jeśli grała, to powinna dostać Oscara. Ale jakoś te
moje przypuszczenia nagle wydały mi się głupie. Ona jest taka… naturalna,
delikatna…bezbronna. A ja właśnie ją zraniłem.
- Ja.. przepraszam.
Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, że Ty… Przepraszam – powiedziałem zrywając
się z łóżka i przytulając szlochającą Torie do klatki piersiowej. Nie
odepchnęła mnie, wręcz przeciwnie, wtuliła się we mnie, a ja poprowadziłem ją do łóżka, na którym
usiedliśmy. Nadal ją obejmowałem, a ona powoli się uspokajała. Tylko jej słone
łzy nadal moczyły mi koszulkę. Zrobiło mi się głupio przez moje zachowanie.
Dziewczyna próbowała mi jedynie pomóc, a ja od razu na nią naskoczyłem, jakby
co najmniej chciała zrobić mi krzywdę. Ja… sam nie wiem czemu się tak
zachowałem. Ona była godna zaufania. Niall wybrał ją z tysiąca innych, a to już
coś znaczy. A tak poza tym, widziałem spojrzenia innych członków zespołu, które
wędrowały w jej kierunku, kiedy myśleli, ze nikt tego nie widzi. Była w nich
pewna tęsknota, coś na kształt żalu, że oni nie mogą jej mieć. Dlaczego wszyscy
poznali się na niej wcześniej niż ja? Czemu ostatni zauważyłem, że jest
niezwykła i niczego nie udaje?
- Ja naprawdę nie powinnam
tak na Ciebie naskoczyć- zaczęła się tłumaczyć, gdy już całkowicie doszła do
siebie. – Po prostu nie mogę patrzeć jak moi przyjaciele ranią się nawzajem.
Mniejsza o mnie, ja sobie jakoś dam radę, ale naprawdę nie musiałeś wyżywać się
na Louisie. On chciał tylko pomóc.
- Ej, spokojnie, należało
mi się; powiedziałaś prawdę. To ja powinienem Cię przeprosić, nie Ty mnie. Nie
powinienem się tak zachowywać, tylko… czasami mam gorsze chwile, muszę pobyć
chwilę sam. To i tak nie usprawiedliwia mojego zachowania, ale może pomoże Ci
trochę zrozumieć, bo ja... czasami nie
mam już siły. Jestem za słaby, nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić. To
mnie przerasta– powiedziałem cicho, sam nie wiedząc dlaczego mówię to właśnie
jej.
- Harry, spójrz na mnie-
nakazała poważnym tonem, a ja podniosłem wzrok. – Wcale nie jesteś słaby.
Myślę, że po prostu byłeś silny zbyt długo i niepotrzebnie próbujesz poradzić
sobie ze wszystkim sam. Bo nie jesteś sam. Masz cały zespół, a teraz jeszcze
mnie. Wystarczy, że się przed nami otworzysz, że pozwolisz sobie pomóc. Nie
musisz mnie odtrącać, a tym bardziej nie powinieneś odcinać się od chłopaków,
bo boli ich twoje podejście, twój brak zaufania. Jeśli zaraz powiesz, że nie
chcesz ze mną rozmawiać, to zrozumiem to i zostawię Cię w spokoju, ale opowiedz
o tym co Cię gryzie chociaż Lou. Marchewkowy naprawdę się martwi i szaleje z
niepokoju. Dosłownie. Wepchnął mnie tu niemalże siłą, mówiąc, że jestem jedyną
osobą, której stąd nie wyrzucisz. I wygląda na to, że miał rację. Tylko, że
jeśli się przede mną nie otworzysz, to nie dam rady Ci w żaden sposób pomóc.
Jej słowa poruszyły we mnie
jakąś strunę, o której istnieniu wcześniej nie zdawałem sobie sprawy. Jej bezinteresowność
podziałała na mnie jak kubeł zimnej wody. Jej wypowiedź uświadomiła mi, że już
najwyższy czas, aby przestać tłumić w sobie emocje i otworzyć się na drugiego
człowieka. Nie tylko na Vick, ale również na resztę zespołu, na ludzi, którym
na mnie zależy, a których ranię swoim brakiem zaufania.
- Dziękuję Ci –
powiedziałem patrząc w jej niebiesko-zielone tęczówki. – Ja… nie zdawałem sobie
z tego wszystkiego sprawy. Gdyby nie Ty…. Cieszę się, że Cię mamy –
wypowiadając te słowa zdałem sobie sprawę, że mówię szczerą prawdę. Byłem rad,
że Niall odnalazł Torie, że sprawił, iż stała się naszą przyjaciółką. Victoria
jest niezwykła i zdecydowanie nam potrzebna. Ta dziewczyna ma w sobie coś,
dzięki czemu postanowiłem jej zaufać. Jest taka… oddana swoim przyjaciołom,
chyba tak mogę ją określić. I jakimś szczęśliwym dla nas zrządzeniem losu to
my, One Direction, staliśmy się jej przyjaciółmi.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, po prostu
mnie przytuliła i słuchała moich zwierzeń. Jej obecność była lepsza nić tysiąc
słów. Jak to ktoś kiedyś powiedział przytulenie
jest najskuteczniejszym balsamem emocjonalnym. Kiedyś w to nie wierzyłem, teraz
już wiem, że ktokolwiek to był, miał rację.
~Louis~
Podenerwowany chodziłem w
tę i z powrotem pod drzwiami Loczka. Czemu to tak długo trwa? Udało jej się? A
może nie chce z nią gadać? Z jednej strony to dobrze, że jeszcze nie wykopał
jej za drzwi, a z drugiej wcale nie. Nie powinienem jej tam zostawiać samej.
Harry w złym humorze może absolutnie wszystko, nie przejmuje się tym, że może sprawić
komuś ból; ma wszystko w głębokim poważaniu. Co będzie jeśli powie coś co ją
zrani? Jeśli już nie będzie chciała do nas wrócić? I to wszystko stałoby się z
mojej winy. Niall chybaby mnie zabił, zresztą nie tylko on; cały zespół ją
polubił. Uh. I co ja mam teraz zrobić? Wejść tam? A może poczekać? Nie należę
do ludzi cierpliwych więc czekanie raczej odpada. Nagle moje chaotyczne
rozważania przerwało uderzenie drzwi, które znikąd pojawiły się w moim polu
widzenia. Nastała ciemność.
***
Otworzyłem oczy. Leżałem na
podłodze, a nad sobą widziałem głowy Torie i Harry’ego. Czemu tak bardzo boli
mnie głowa? I czemu moi przyjaciele wirują? O co tu chodzi?
- Louis, wszystko w
porządku? – dotarł do mnie dziwnie przytłumiony głos dziewczyny. Czułem się
jakbym był pod wodą, a jej głos docierał gdzieś znad tafli jeziora, albo czegoś
w tym rodzaju. Chciałem jej odpowiedzieć, że nic mi nie jest, ale mówienie
jakoś nie bardzo mi wychodziło. Spróbowałem jeszcze raz, ale z moich ust
wydobył się jedynie jęk i znów pochłonęła mnie nicość.
***
Pierwszą rzeczą, która
dotarła do mnie po przebudzeniu było dziwne bzyczenie. Chcąc zlokalizować
źródło niecodziennego dźwięku otworzyłem oczy, aby zaraz je zamknąć oślepiony
przez neonowe światło szpitalnych żarówek. Zaraz, zaraz. Szpitalnych?
Wciągnąłem powietrze przez nos. Tak, chyba jestem w szpitalu, bo śmierdzi tutaj
środkami odkażającymi. Znowu uchyliłem powieki i rozejrzałem się wokół. Leżałem
na twardym, szpitalnym łóżku, a na krzesłach ustawionych na około mojego
legowiska usadowili się moi przyjaciele. Co ja tutaj robię?
Zespół pogrążony był w
cichej rozmowie, tylko Vicky, którą obejmował Niall, siedziała w ciszy po
prostu na mnie patrząc. Jej krzesło stało po prawej stronie łóżka, bardzo
blisko mojej głowy, a więc widziałem ją z bliska. Miała ściągnięte rysy,
zmartwiony wyraz twarzy, a na policzkach zaschnięte łzy. Płakała?
Gdy zauważyła, że odzyskałem
przytomność chwyciła mnie za rękę.
- Jak się czujesz? –
zapytała cicho.
- Jakbym z całej siły
walnął głową w mur. Co się stało?
- Przepraszam – powiedziała
z poczuciem winy. – Ja naprawdę nie chciałam uderzyć Cię drzwiami. Po prostu
wychodziłam z pokoju Loczka, a tym tam stałeś i… i dostałeś – szybko wyrzucała
z siebie słowa, a w jej oczach zalśniły łzy.
- Ej, nic się nie stało. To
nie twoja wina. Proszę, nie płacz – powiedziałem mocno ściskając jej rękę i
próbując dodać jej tym gestem otuchy. Nie odezwała się. Po prostu patrzyliśmy
na siebie we względnej ciszy, bo chłopacy, którzy nie zauważyli, że się
ocknąłem, nadal o czymś zawzięcie dyskutowali. Nagle Victoria mi się rozmazała.
Poczułem ból przezywający moją czaszkę, wszystko ponownie zaczęło wirować. Znów
zemdlałem.
***
Ocknąłem się. Znowu
usłyszałem specyficzne bzyczenie żarówek i poczułem sterylny zapach szpitala.
Ostrożnie otworzyłem oczy, nie chciałem, żeby światło znowu mnie oślepiło.
- Witam panie Tomlinson –
powiedział jakiś facet stojący obok mojego łóżka. Chyba było moim lekarzem, bo
miał na sobie biały fartuch, z którego kieszeni wystawała jakaś strzykawka i
inne medyczne narzędzia tortur. Poczułem na placach ciarki. Niczego na świecie
nie bałem się bardziej niż lekarzy. I strzykawek. No, może jeszcze krwi.
- Niech pan trzyma tą
strzykawkę daleko ode mnie! – pisnąłem. – Nie będę musiał mieć żadnych
zastrzyków prawda?
- Nic poza wenflonem,
proszę pana – powiedział spokojnie łysiejący facecik. Na jego słowa odruchowo
spojrzałem na nadgarstek i to co tam ujrzałem zmroziło mi krew w żyłach.
- Wyjmijcie ze mnie to
narzędzie tortur! – krzyknąłem do moich przyjaciół, którzy akurat wrócili skądś
do mojej sali. W odpowiedzi tylko zaczęli się śmiać. Wyglądali na strasznie zmęczonych.
– Która jest godzina?
- Dochodzi druga -
wymamrotał Niall przecierając oczy. Wszyscy otoczyli moje łóżko. Czułem się jak
jakiś nowo odkryty okaz zwierzęcia w zoo.
- Ekhem – odkrząknął lekarz
próbując zwrócić na siebie naszą uwagę. – Ma pan wstrząśnienie mózgu, musi pan
zostać na obserwacji przynajmniej do jutra. Zemdlał pan kilkakrotnie, ale
prześwietlenie nie wykazało niczego poważnego. Żadnego jedzenia przez dobę,
może pan jedynie pić wodę. Acha, i jeszcze jedno: dla pana dobra lepiej by
było, gdyby nie spożywał pan alkoholu przez najbliższe dwa tygodnie. Ostrożności
nigdy za wiele – powiedział na odchodnym, a chłopacy zaczęli się ze mnie
nabijać. Dwa tygodnie bez alkoholu?! No ładnie. A w przyszłym tygodniu są
urodziny Harry’ego…
~Victoria~
Leżę na łóżku Nialla
przytulona do mojego chłopaka. Jakąś godzinę temu opuściliśmy szpital
zostawiając Lou samego, aby się przespał. Zresztą my też byliśmy już strasznie
zmęczeni, szczególnie ja. Wykończyło mnie psychicznie zamartwianie się o Louisa
i wyrzuty sumienia, bo to w końcu przez mnie wylądował w szpitalu.
- Kochanie, nie martw się. Nic
wielkiego się nie stało –powiedział Niall całując mnie w głowę. Blondyn
idealnie mnie rozumiał i przypuszczam, że z czasem jeszcze lepiej będzie
odczytywał moje reakcje. No, ale cóż, łatwo mu mówić, to nie przez niego kumpel
ma wstrząs mózgu.
- Nic się nie stało?
Marchewkowy leży na obserwacji w szpitalu i Ty mi mówisz, że nic wielkiego się
nie stało? A najgorsze w tym wszystkim jest to, że to wszystko przez mnie! –
wyrzuciłam z siebie trochę histerycznie. Ja naprawdę nie mam już siły. Za dużo
się dzisiaj wydarzyło. Dobrze, że przynajmniej mogę nocować do chłopaków. Nie
wiem co bym zrobiła bez Nialla. Przy nim miałam chociaż nikłą nadzieję, że uda
mi się po tym wszystkim odpocząć.
- Już jest dobrze, uspokój
się. Nikt Cię o nic nie obwiania, to był tylko wypadek – powiedział mój chłopak
mocno mnie przytulając.
- I.. nie jesteście na mnie
źli? – zapytałam niepewnie. Naprawdę bałam się, że się na mnie gniewają.
- No coś Ty, każdemu to się
mogło przytrafić. Zresztą to tylko wstrząśnienie mózgu. Zawsze mogło być
gorzej. I wierz mi, bywało gorzej.
- Wolę sobie nie wyobrażać
– uśmiechnęłam się lekko.
- Dobra, a teraz idź już
spać. Powinnaś odpocząć. Jutro też jest dzień – powiedział i zaczął nucić mi
jakąś kołysankę, której nie znałam, ale która natychmiast sprawiła, że moje
oczy się zamknęły. Zasnęłam.
~Louis~
Siedziałem n łóżku i jadłem
marchewki, które na moją prośbę przyniosła mi pielęgniarka, gdy nagle do pokoju
sprężystym krokiem wszedł mój lekarz.
- Jak się masz doktorku? –
zapytałem nadal pogryzając marchewki.
- Dzień dobry,
nienajgorzej, dziękuję. Ale widzę, że Ty już chyba jesteś gotów na powrót do
domu, czyż nie? – uśmiechnął się mężczyzna w odpowiedzi. Może Ci lekarze wcale
nie są tacy straszni jak zawsze myślałem? Ten był całkiem miły.
- Jak najbardziej. Kiedy
dostanę wypis? – zapytałem rozpromieniony. Miałem już dość sterylnego zapachu
szpitalu i tego ciągłego bzyczenia żarówek. A poza tym chciałem wreszcie pozbyć
się wenflonu z mojej dłoni.
- Za kilka godzin. Najpierw
musimy wykonać badanie kontrolne i sprawdzić czy wszystko już jest tak jak być
powinno. Swoją drogą, te drzwi, wczoraj, bardzo mocno Cię znokautowały.
- Być może. Za wiele z
tamtego wydarzenia nie pamiętam, bo zemdlałem. Przypuszczam, że już wiem jak czują się ludzie
na haju. Wszystko wirowało i się rozmazywało. Brakowało tylko kolorowych
światełek albo gwiazdek i byłoby jak w kreskówkach – powiedziałem nadal
przeżuwając mój pomarańczowy przysmak.
********************************************************
Wróciłam! Mam internet! Cieszycie się? :D
Kolejny długi rozdzialik na rozluźnienie, coś ostatnio nie wychodzi mi pisanie na poważnie. Bywa.
Jako że są dzisiaj moje urodziny to postanowiłam zacząć publikować moje nowe opowiadanie, o tak, dla sprawdzenia się. Wstawię Wam za jakieś pół godzinki link, bo właśnie zakładam bloga. Na razie będzie kilka(dziesiąt xd) słów ode mnie, ale postaram się wstawić dzisiaj również prolog.
+ To, że zakładam nowego bloga nic nie zmienia, nawet będę opowiadał tę historię :D Tutaj posty będą się pojawiały tak raz, dwa razy w tygodniu (jak zawsze), a tam rzadziej, więc luzik :)
++ Mam teraz ponad dwa tygodnie wolnego, jako że skończył mi się term, a więc rozdziały być może będą pojawiały się szybciej, może nawet codziennie (ale będą krótsze- jak zawsze). Zależy to od tego jak będziecie komentować!
--> Zaczynam właśnie nadrabiać zaległości u Was :D
Pozdrawiam! xoxox
7 komentarze:
Super .
Muszę Cię powiadomić, że usunęłam tamten blog.
Niestety...
Ale założyłam nowy .
O to on. ♥
http://1d-fakelove.blogspot.com/
Super naprawdę ^^ Czekam na następny! <3
zapraszam do mnie: http://you-can-count-on-me-lila.blogspot.com/
ojoj kocham twoje rozdziały !!!
biedny ,,Marchewkowy'':p dostał drzwiami ,hehe
czekam na nexta i zapraszam do siebie ^^
No jesteś ;D Rozdział fajny ;) Asia xx
Oj, świetnie, że jesteś :) !!!
Biedny Louis, musiał porządnie dostać tymi drzwiami i fajnie, że do Harrego coś doszło - znaczy taką mam nadzieje :)
Czekam na kolejny !!
van-ill-op.blogspot.com / zapraszam ! :}
Jejku super ^.^
Uwielbiam czytać, to co piszesz naprawdę fajnie :P
hahah nie wiem czemu ale rozbawiła mnie ta akcja z drzwiami, biedny Lou ale to było śmieszne jak to sobie wyobraziłam :) Kocham ta miłość Louis do marchewek w twoim opowiadaniu, fajnie to opisujesz :D
Czekam na następny rozdział :)
Pozdrawiam
Nika :*:*:*
Szczerze? Zastanawiam się nad skonczeniem tego bloga. Ilość komentarzy mnie dobija, w końcu jest 29 obserwatorów! No hello widze po liczbie wyswietlen, ze czytają ale komentować się nie chce ;c Więc tak rozwazam zakończenie...Ale dzięki za opinie, miło mi.
Prześlij komentarz